Czy wiesz, jak zostaje się kolekcjonerem sztuki?
Kilka lat temu zostałam poproszona o konsultację. Zamożne małżeństwo otrzymało propozycję zakupu pewnego obrazu. Generalnie sztuki do tej pory nie kupowali i nie kolekcjonowali. Czasami przywozili jakiś artystyczny souvenir z podróży, ale nic na poważnie. Propozycję otrzymali od zaprzyjaźnionego kolekcjonera. Transakcja jest prywatna, nie pośredniczy w niej profesjonalny podmiot zajmujący się sprzedażą dzieł sztuki.
Od przypadku do pasji
Potencjalni nabywcy w obrazie zakochali się od pierwszego wejrzenia. Przemówił do nich już ze zdjęcia. Nastawili się na zakup, zanim jeszcze zobaczyli dzieło na żywo. Jednak z rozsądku zdecydowali się najpierw dowiedzieć, na co zwrócić uwagę, o jakie dokumenty poprosić, jak zweryfikować czy proponowana cena jest właściwa itp. Podejście bardzo słuszne, jeśli nie ma się doświadczenia na rynku sztuki i pierwszą transakcję ma się zamiar zawrzeć „z ręki do ręki”.
To, że wykazali się rozwagą mnie nie zaskoczyło, choć na pewno jest to godne pochwały. Zaskoczyło mnie coś innego. Zazwyczaj, kiedy jestem pytana o radę w stylu „kupować czy nie kupować” to zdecydowanie odradzam, bo „złota okazja”, którą ktoś chce zainteresować ludzi zamożnych jest niewiele warta i do tego jest strasznym kiczem, na który „łapią się” osoby o niewyrobionym guście.
W tym przypadku było zgoła inaczej. Co prawda zawód marszanda nie jest objęty formalnie tajemnicą zawodową (a powinien być), ale jednak taką tajemnicę każdy szanujący się marszand utrzymuje. Dlatego nie powiem Wam, o jaki obraz chodziło i o jakiego artystę. To twórczość znanego malarza, którego prace od kilku lat zdecydowanie się doszacowują, ale mają jeszcze znaczną przestrzeń na cenowy wzrost. Sam obraz jest piękny, rozmiarów słusznych, z dobrego okresu i reprezentatywny dla autora. Na podstawie zdjęcia wyglądał na autentyczny, choć oczywiście wymaga to naocznego sprawdzenia.
Zarekomendowałam zakup od razu. Oczywiście nie za wszystkie pieniądze świata. Podałam ceny, w jakich prace tego artysty „chodzą” na rynku po to, aby potencjalni kupujący wiedzieli, czy proponowana stawka jest rzeczywiście okazyjna. Jeśli kontakt z obrazem na żywo pogłębi „miłość od pierwszego wejrzenia” i postanowią za niego przepłacić (kto nam zabroni spełniać marzenia?), to niech zrobią to świadomie. To, co uwiodło mnie w tej historii to wyczucie, smak i euforyczne podejście do sztuki u osób, które wcześniej nie miały żadnych doświadczeń kolekcjonerskich w tym obszarze.
Tu następuje koniec dziś opowiadanej historii. Nie wiem, jak się skończyła i czy transakcja doszła do skutku. Może kiedyś się dowiem. My wrócimy do tytułowego pytania…
Jak się zostaje kolekcjonerem sztuki?
Jak widać w oparciu o powyższą opowieść często z przypadku. Mitem założycielskim kolekcji Michała Borowika (a może i faktem..?) jest to, że pierwszy obraz znalazł na śmietniku. Na pewno rozpoczęciu kolekcjonowania sprzyja obracanie się we właściwym środowisku. Zaczynamy kupować sztukę, bo chcemy racjonalnie inwestować, a ETF-y jakoś nie dają się powieść w salonie. Nie ma też jak chwalić się nimi przed znajomymi. Samo gadanie jest niewiarygodne, a dobry obraz na ścianie mówi sam za siebie.
Zależy nam też na wyglądzie naszego otoczenia. Szczególnie w okresie pandemii zrozumieliśmy, że to, jak wygląda nasz dom czy biuro może wspierać nasze zdrowie psychiczne i zadowolenie z codzienności, albo wręcz przeciwnie, działać depresyjnie i zniechęcająco.
Z zakupami sztuki związane są emocje. Najwyraźniej czujemy je podczas aukcji, ale także klasyczne nabycie pracy z galerii może dostarczyć przeżyć, które już z nami zostaną i zawsze będą kojarzyć się z posiadanym działem. Emocje przy zakupie mogą być pozytywne. To przede wszystkim ekscytacja i satysfakcja. Procesowi zakupowemu może także towarzyszyć niepewność i lęk, o to czy dobrze wybieramy i czy dobrze wydajemy pieniądze, dlatego dobry doradca to także osoba, która zamienia złe emocje w te dobre.
Sztuka nie traci na wartości emocjonalnej
Co ciekawe, obiektywna wartość dzieła sztuki, czyli to, ile wydamy na nie pieniędzy, nie ma zaznaczenia. Ekscytacja, emocje, pożądanie i dzika przyjemność, może towarzyszyć zakupom za kilkadziesiąt czy kilkaset złotych (zapytaj o emocje kolekcjonerów designu, tropiących brakującą filiżankę na targu staroci o 5 rano), nabyciu obrazu za kilka czy kilkanaście tysięcy, czy wyjątkowego obiektu do kolekcji za milion złotych.
Poza tym rzeczy szybko się nam nudzą. Przyznają to kobiety kupujące kolejne sukienki marki Gucci i panowie, wydający krocie na Lambo, Camaro czy inne motoryzacyjne cacko. To jednej z powodów tuningu samochodów. Chodzi o to, żeby stale coś z nimi robić, a tym samym odświeżać emocje towarzyszące posiadaniu takich drogich zabawek.
A sztuka się nie nudzi… słowo. Emocje towarzyszące obcowaniu z wybitnym dziełem sztuki przez lata się nie zużywają. Czasami wręcz nabierają mocy. Sprawdź!
Kolekcjonowanie – misja pełna sensu i satysfakcji
Do tego kolekcjonowanie ma w sobie coś magicznego. Tak, jakbyśmy mieli misję do wykonania. Nadaje życiu sens. Zaczynamy czuć się jak James Bond, tyle że w świecie sztuki.
Nasz mózg jest tak skonstruowany, że lubi kompletować. Już kiedyś o tym pisałam. Firmy znające dobrze neuronaukę i wykorzystujące widzę o mózgu na początku dają nam kupić za symboliczną kwotę dwie rzeczy. Bo dwie to już kolekcja, więc ochoczo dokupimy trzecią, czwartą, piątą… Dlatego w kawiarni na starcie dostajemy dwie pieczątki na kartoniku lojalnościowym, a nie jedną. Bo z dwoma pieczątkami jest większe prawdopodobieństwo, że przyjdziemy na kawę po trzecią.
W potrzebie dopełnienia kompletu nie ma jednak nic złego. Kolekcjonując sztukę masz misję o wiele szlachetniejszą niż zbierając cokolwiek innego. Dla wielu osób jest ważne, że ich działania wzbogacają narodową kulturę, dziedzictwo, pozwalają artystom tworzyć, a w perspektywie czasu muzeom wzbogacać się o nowe depozyty i darowizny. Kupowanie drogich sukienek i samochodów tej misji w sobie nie ma. No chyba, że kupujemy zabytkowe oldtimery.
W kolekcjonowaniu wielkie znacznie ma też autorefleksja. Ważne jest krytyczne szacowanie i analiza własnych motywacji. To może przyczynia się do bardziej świadomych decyzji zakupowych, ale też nas wzbogaca wewnętrznie. Choć kolekcjonerami często zastajemy z przypadku, to kolejne zakupy dobrze jest planować…
Niezależnie od tego, co sprawia, że bidowanie Cię ekscytuje – walka z innymi kolekcjonerami, odkrywanie talentów w momencie ich debiutu, wrażeniowe poszukiwanie czegoś, co przyciąga wzrok – sprawdź naszą zakładkę „Aukcje bieżące” i wyobraź sobie, jak ekscytująca będzie najbliższa licytacja!