O gustach się dyskutuje

Czym jest talent, a czym szaleństwo kolekcjonowania

Czas czytania: 7 min.

Naszymi codziennymi wyborami i działaniami rządzą przeróżne mechanizmy – o wielu z nich zazwyczaj nawet nie zdajemy sobie sprawy. Nie inaczej jest w przypadku sztuki – zarówno jej tworzenia, jak i kupowania i kolekcjonowania. Sztuka ma niemały wpływ na naszą psychikę, co od lat badają naukowcy – psychologowie, neurolodzy, badacze zajmujący się marketingiem.

Postaram się przybliżyć Wam kilka takich mechanizmów, a w szczególności, co stoi za nawykami zakupowymi w kontekście dzieł sztuki, na czym polega ten owiany tajemnicą “talent artystyczny” i jak rodzi się w nas szaleństwo kolekcjonowania!

Do sztuki na dystans

Wielu z nas podchodzi do sztuki z dystansem. Z jednej strony sztuka nas onieśmiela, z drugiej budzi silne emocje. Sami budujemy ten dystans. Stawiamy sobie wysokie oczekiwania kompetencyjne, zanim poczujemy moment, że możemy ze sztuką obcować swobodnie. 

Dobrostan na kilka sposobów

Zazwyczaj nie przychodzi nam do głowy, że sztukę oglądamy, zwłaszcza w Internecie, tak jak inne piękne, budzące emocje rzeczy – przedmioty dekoracyjne, urocze zwierzątka czy atrakcyjnych wizualnie ludzi. 

Na żywo jest inaczej. Na przykład zwiedzania wystawy w galerii wpływa na nas w podobny sposób, co spacer po lesie czy spotkanie z lubianymi znajomymi. 

Nawyki zakupowe zawsze te same

Nie kojarzymy też, że sztukę kupujemy w podobny sposób, jak inne produkty, które są dość drogie, czyli są premium lub luksusowe. Takie produkty wymagają pewnych kompetencji na etapie wyboru. Są też relatywnie rzadkie i trudniejsze do dostania. Kupujemy sztukę w taki sam sposób, jak odzież znanych marek z limitowanych kolekcji, bardziej skomplikowaną elektronikę czy ekologiczne kosmetyki lub żywność, wymagającą zapoznania się ze składem na etykiecie. 

Dlaczego? Bo jesteśmy ludźmi. Nasz mózg działa tak samo, niezależnie od tego, na co wydajemy pieniądze i niezależnie od tego, dzięki czemu poprawia się nam nastrój.

Sztuka pomaga na depresję

Najbardziej depresyjnym dniem w roku ponoć jest Blue Monday. Przypada na trzeci poniedziałek stycznia. Wiele osób traktuje to święto poważnie, zawija się w kocyk i popija drineczka. Odpuszcza sobie też cięższe zadania w pracy, nie podejmuje decyzji, nie rozwiązuje problemów. Przeczekuje. To się dzieje nie tylko z okazji Blue Monday. Coraz częściej miewamy gorsze dni. Może nie wszyscy, ale wielu z nas. Szukamy remedium na takie nastroje. Lekarstwo jest w zasięgu ręki. Z depresyjnymi nastrojami (nie mylmy ich z depresją kliniczną) wygrywa sztuka. 

Czy Blue Monday ma poparcie w faktach? Blue Monday to marketingowa ściema, wymyślona w 2005 r. przez brytyjską agencję PR-ową Porter Novelli. Klientem agencji było biuro podróży Sky Travel. Lekarstwem na styczniową depresję miały być, co oczywiste, wycieczki do ciepłych krajów. Pomysł doskonały, zwłaszcza że można do niego wracać co roku. 

Aby wszyscy podchwycili pomysł i pisali o nim bezkosztowo, należało poprzeć go „naukowymi” dowodami. Agencja przedstawiła sfingowane badania. W oparciu o skomplikowane wyliczenie uwzględniające m.in. wysokość naszego poświątecznego zadłużenia, poziom motywacji, stan pogody i zarobki – określiła dzień, w którym czujemy się najgorzej w roku. Badania ujęła w raport, który podpisało, za niemałe pieniądze, kilku naukowców, w tym Cliff Arnall z Uniwersytetu Cardiff. Pomysł chwycił. W kolejnych latach wykorzystywała go już nie tylko branża wycieczkowa, ale także alkoholowa i prawna oraz szeroko pojęty handel. Z czasem Uniwersytet w Cardiff odciął się od firmowania tych „badań”, podobnie jak sam Cliff Arnall (choć pieniędzy zapewne nie zwrócił). 

Pozytywny wpływ sztuki

Blue Monday to bzdura, natomiast pozytywny wpływ sztuki na nasze samopoczucie to fakt poparty naukowymi badaniami. Terapię poprzez sztukę zaleca wielu psychiatrów i psychologów. Chodzi zarówno o to, aby samemu ją uprawiać, jak i oto, aby sztuką się otaczać. Taką sztuką, która poprawia nam nastrój. 

Jak sztuka to robi? Niekoniecznie chodzi tu tylko o tematykę. Takie konotacje są istotne, ale często zbyt proste. Ważniejszy w psychologicznym wsparciu jest kolor. Szczególnie dobrze wpływają na nas fiolety, błękity i barwy różowe. 

Stażewski dla Tworek

W takich kolorach jedną ze swoich instalacji environment przygotował Henryk Stażewski. Była przeznaczona dla szpitala psychiatrycznego w Tworkach koło Warszawy. Replika ekspozycji zaprezentowana została w galerii Foksal pod koniec lat 90. ubiegłego wieku. W gamie fioletów i różów pomalowane były wszystkie ściany, sufit i podłoga kwadratowego pokoju. Na ścianach wisiały prace Stażewskiego w tej samej gamie barw. 

Taki artystyczny pokój „by Stażewski” to ideał. Mało kto może sobie na niego pozwolić. Jednak już pojedynczy obraz może nas wspierać emocjonalnie, pozytywnie na nas działać i rozpraszać przygnębienie, spowodowane brzydką pogodą czy pseudonaukowymi teoriami. Czy taki obraz możemy jednak namalować sami?

Czym jest talent?

Czy zastanawialiście się na czym polega talent? Co powoduje, że jeden artysta tworzy działa wybitne, a inny zaledwie przeciętne? Zupełnie inną kwestią jest to, który z nich zrobi karierę. Ta ostatnia często zależy od pracowitości, systematyczności, umiejętności budowania relacji w środowisku artystycznym, a nawet szczęścia. Ale talent…, skąd on się bierze?

Przede wszystkim trzeba chcieć

„Malarze muszą ponad wszystko chcieć malować. Jeśli artysta, stojąc przed sztalugami, zaczyna zastanawiać się, za ile sprzeda obraz albo co pomyślą o nim krytycy, to nie będzie w stanie stworzyć nic oryginalnego. Osiągnięcia twórcze zależą od absolutnego skoncentrowania umysłu na tym, co się robi.”

– taką tezę postawił Mihalay Csikszentmihalyi (nie przejmuj się – ja też nie potrafię poprawnie wymówić jego nazwiska) węgiersko-amerykański psycholog, profesor University of Chicago i Claremont Graduate University.

Mieć to flow

Csikszentmihalyi zajmował się głównie badaniem szczęścia i kreatywności. Uważał, że artysta, podobnie jak inni wybitni specjaliści, sportowcy, lekarze czy naukowcy, musi „przejść samego siebie” i tworzyć w uniesieniu, zapominając o całym świecie, aby być w stanie realizować dzieła wybitne. Oczywiście uniesienie u nikogo nie jest stanem permanentnym, ale są twórcy, którzy umieją poprzez swoje zaangażowanie relatywnie często ten stan osiągać. Csikszentmihalyi nazywał to uskrzydleniem (flow) i kolekcjonował przykłady opisów takich wybitnych osiągnieć. 

Tworzenie jak orgazm

„Zdolność osiągniecia stanu uskrzydlenia jest szczytem inteligencji emocjonalnej. Uskrzydlenie jest chyba najdoskonalszą postacią okiełznania emocji i zaprzęgnięcia ich w służbę osiągnięć w pracy i nauce. Stan uskrzydlenia porównać można tylko ze stanem, jaki osiągamy w trakcie ekstatycznego stosunku miłosnego.” – tak rozwijał badania Csikszentmihalyi’ego Daniel Goleman w książęce „Inteligencja emocjonalna”. Czy po dziele sztuki widać, że było tworzone w stanie uniesienia? Osobiście uważam, że tak. Według Golemana uniesienie to nie ekstaza, a stan absolutnego skoncentrowania i skupiania na celu. 

Kolekcjonowanie jak szaleństwo

A dlaczego kolekcjonujemy? Jak pokazują badania zespołu Itamara Simonsona, ludzie chętniej coś kolekcjonują, gdy zbiór zaczyna się od posiadania dwóch rzeczy. Dotyczy to zarówno rzeczy, które kupujemy i posiadamy off-line i on-line.

Itamar Simonson to profesor Stanford Graduate School of Business. Jego badania kwestionują to, co do tej pory wiedzieliśmy na temat ludzkich skłonności do zbieractwa. Wcześniejsze badania wskazywały bowiem, że ludzie kolekcjonują, ponieważ po prostu coś im się podoba. Czyli kupujemy obraz jakiegoś artysty o tematyce pejzażowej, bo nas na niego stać i ten konkretny obraz nam się podoba. Kiedy już ten obraz wisi w naszym domu to ewentualnie, po jakimś czasie, kupujemy następny. Otóż wg badań niezupełnie tak jest.

Jesteśmy psychicznie bardzo mocno uwarunkowani do „łatania dziur” i jeśli ktoś pokaże nam, że wśród elementów, które mamy, jakiegoś brakuje, ten brakujący element staje się dla nas bardzo wartościowy.

Kolekcjonowanie wciąga mimo woli

Itamar Simonson wraz z zespołem odkryli jeszcze coś. Interesujący mechanizm władający naszą psychiką. Mianowicie, kupujący nie zawsze podejmują tak celowe i przemyślane decyzje, aby rozpocząć tworzenie kolekcji. Czasem robią to, ponieważ już są właścicielami kilku przedmiotów. To może być np. rozwijanie kolekcji odziedziczonej po rodzicach albo wręcz kontynuowanie kolekcjonerskiej pasji tylko dlatego, że pierwszy obraz otrzymaliśmy w prezencie na urodziny. 

Nienasycona żądza

Co to oznacza? Pierwszy obraz może pozostać jedyny, ale kiedy posiadamy już dwa, to zapoczątkowują one naszą kolekcję. Prawdopodobnie działa to w ten sposób, że obraz solo budzi nasz zachwyt, ale już dwa domagają się odpowiedzi na pytanie: „Gdzie jest reszta?”. Na konsultacjach w sprawie budowy kolekcji zawsze zaczynam od jej definicji. Jednym z wyznaczników tego, że coś jest kolekcją, a nie chaotycznym zbiorem dzieł sztuki jest to, że kolekcja w pewnym sensie dąży do pełni, do skończoności zbioru, nawet jeśli jest on tylko domyślny. Jeden przedmiot może stać się faworytem i dawać poczucie szczęścia. Dwa natomiast pozastawiają nas niezaspokojonymi.

Ucieczka od dyskomfortu

Co ciekawe, jednego przedmiotu czy jednego obrazu łatwo się pozbyć. Dwóch szkoda bardziej. Dwa to liczba, która nas uwiera. Za mało, żeby się pochwalić kolekcją, a za dużo, żeby się łatwo rozstać z posiadanymi obiektami. Kolekcjonowanie to ucieczka od dyskomfortu w takiej sytuacji. 

A jak mają inni?

Kolekcjonowanie pozwala nam bardzo łatwo porównać się z innymi miłośnikami sztuki i kolekcjonerami. Dlatego chętnie ich poznajemy. Dostajemy bezpośrednią informację, która określa nasz poziom zbiorów.  Świadomość, że będziemy porównywani lub sami będziemy się porównywać zmusza nas do większej aktywności. Temu służą m.in. notowania aukcyjne. Zmuszają nas, abyśmy próbowali dorównać najlepszym kolekcjonerom. Prezentacja kolekcji w postaci wystaw, publikacji czy profili na Instagramie wynika z tych samych przyczyn. 

Agnieszka Gniotek

PS: Jeśli szukasz konkretnych porad na temat kolekcjonowania i tego, jak odnaleźć się w tym szaleństwie, sprawdź nasze konsultacje!