O gustach się dyskutuje

Wystawa Michała Paryżskiego w Galerii Xanadu - wnętrze

Krok po kroku do inwestycji na rynku sztuki

Czas czytania: 10 min.

Kryzys. Jest obecny, pogłębia się z miesiąca na miesiąc, może nie drastycznie, ale jednak. Wiadomo też, że będzie się pogłębiać w następnych miesiącach. Czy kryzys jest dobrym okresem na inwestycje? Idealnym. Oczywiście jeśli mamy co inwestować. Inwestycja nie zawsze musi być podyktowana chęcią zarobku. W kryzysie często jest to zdroworozsądkowa inicjatywa, realizowana po to, aby ochronić posiadane pieniądze, a dokładnie przenieść wartość pieniądza w czasie.

W kryzysie jest też niestety tak, że bogaci często stają się jeszcze bogatsi, a osoby o niskich dochodach ubożeją jeszcze bardziej. Bogaci się bogacą, bo mają zabezpieczenie finansowe, więc są spokojniejsi, podejmują racjonalne decyzje podyktowane doświadczeniem, a często też nie boją się ryzyka, na które trzeba sobie pozwolić, aby pomnożyć posiadane zasoby. Osoby niezamożne ubożeją często, ponieważ nie wiedzą, jak zadbać o posiadany przez siebie, niezbyt duży, majątek.

Oswajanie czarnego łabędzia

Obecny kryzys, będący wynikiem pandemii, jest nietypowy. Nic na niego nie wskazywało. Oczywiście w kręgach lekarzy i naukowców od dawna mówiono o zagrożeniu epidemicznym. Były to jednak dywagacje specjalistów. Na temat potencjalnego zagrożenia powstawały filmy fabularne i dokumentalne, omawiające zdarzenia przy epidemii świńskiej grypy czy wirusa eboli. Traktowaliśmy je jednak albo jako fantastykę, albo jako opowieści o wypadkach bardzo od nas odległych geograficznie.

Dla ogółu społeczeństw epidemia stała się „czarnym łabędziem”, którego na szczęście, przez ostatnie półtora roku, udało się nam już trochę oswoić. Określenie „czarny łabędź” wymyślił ekonomista i analityk ryzyka Nassim Nicholas Taleb. „Czarny łabędź” to nieprzewidywalne zdarzenie o olbrzymim wpływie na rzeczywistość. Przez wieki ludzie myśleli, że istnieją tylko białe łabędzie. Po odkryciu Australii okazało się, że istnieją też czarne. „Czarne łabędzie” zdarzają się znacznie częściej niż się powszechnie uważa, a przy próbach ich przewidywania dane historyczne stają się bezużyteczne. Typowym „czarnym łabędziem” był atak na World Trade Center z 11 września 2011 r. „Czarnym łabędziem” jest trwająca od wielu już miesięcy pandemia koronawirusa.

Dalszy rozwój pandemii i jej wpływ na gospodarkę światową i gospodarki konkretnych państw, w perspektywie długoterminowej, nie są obecnie do przewidzenia precyzyjnie. Dziś już wiemy, że zagrożenie jest poważne, ale też, że wiele rozporządzeń, restrykcji i działań zapobiegawczych, które miały skutkować zatrzymaniem rozprzestrzeniania się choroby nie zadziałało, przynosząc natomiast ogromne straty ekonomiczne w biznesie, produkcji i budżetach publicznych.

Dlatego wiadomo, że kryzys jest i będzie głęboki. Jest trudno, a trudności nie są przejściowe. Trzeba się z nimi liczyć długoterminowo. Wiadomo też jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze ta pandemia nie musi być ostatnią. Po drugie, pandemia zmieniła wiele w naszym codziennym życiu. Po zamachu Na WTC zmieniono na całym świecie przepisy bezpieczeństwa dotyczące ruchu lotniczego. Koronawirus zmienił i zmienia działanie systemów służby zdrowia większości państw, zasady higieny w miejscach publicznych, użycie internetu w relacjach biznesowych i prywatnych. Zmienia się też nasz stosunek do sposobu sprawowania kultów religijnych i zbiorowego przeżywania niektórych wydarzeń, związanych ze sportem, rozrywką, polityką, działalnością społeczną. Do pewnych sytuacji podchodzimy z większą ostrożnością, ale też doceniliśmy wartość płynącą z bycia razem. Staliśmy się bardziej krytyczni i jeszcze mniej ufamy mediom i politykom.

Czas niewiadomych

Czy wobec tak wielkiej ilości niewiadomych warto podejmować działania w obszarze inwestycyjnym? Życie, choć mniej przewidywalne, toczy się dalej. Ci, którzy zdecydowali się na kilkumiesięczną „hibernację” aktywności zawodowej czy ekonomicznej, obudzili się w wielkim stresie i z pustymi kieszeniami. Dziś największą troską jest utrzymanie działającej gospodarki. Politycy i rząd nie bardzo nas w tym wspierają. Liczą się oddolne inicjatywy. Musimy troszczyć się zdrowie i kondycję, ale też zarabiać, dbać o przetrwanie naszych firm i miejsc pracy. Inwestowanie mieści się w tym obszarze dbałości i troski.

Obecny kryzys, będący efektem „czarnego łabędzia” nie pozwala w pełni powoływać się na analogie historyczne. Są jednak pewne prawidłowości, które można przytoczyć analizując sytuację obecną, i tą z lat 2008-2010, kiedy ogłoszono bankructwo czwartego największego banku w USA Lehman Brothers, a amerykański rząd zdecydował, że nie udzieli mu pomocy. Nikomu bankructwo banku o takich rozmiarach i takiej tradycji jak Lehman nie mieściło się w głowie. Kryzys finansowy dotknął cały świat, nie oszczędzając żadnej gospodarki. Pierwszą analogią pomiędzy sytuacją obecną i ta sprzed 12 lat jest rozmiar kryzysu. Kolejna to natychmiastowy zwrot inwestorów w kierunku inwestycji alternatywnych.

Dlaczego w kryzysie lokujemy pieniądze przede wszystkim w inwestycjach alternatywnych? Dlatego, że nie są one powiązane z rynkiem kapitałowym. Kryzys to zawsze zapaść rynku finansowego, a w najlepszym przypadku jego destabilizacja. Obecnie sytuacja na giełdach, w tym na polskiej Giełdzie Papierów Wartościowych jest delikatnie mówiąc niepewna. Były oczywiście dużo gorsze momenty niż obecnie, ale nadal różowo nie jest. Nie wiadomo też czy wysiłki zmierzające do przyciągnięcia na stałe inwestorów na giełdę przyniosą długofalowe, pozytywne efekty. Wielu specjalistów nadal mówi o „zaoraniu giełdy”. To określenie kolokwialne i dosadne, ale obrazujące trend, który powoduje ostrożność inwestorów.

Na sytuację ekonomiczną ma istotny wpływ wysokość stóp procentowych, ustalana przez radę polityki pieniężnej. Odbija się ona na gospodarce, a tym samym na zawartości naszych portfeli. Stopy procentowe mocno obniżone 18 marca 2020 r. nadal pozostają na niezmienionym poziomie. Tak pozostanie jeszcze długo. Kredyty stały się przez to tańsze, co ma znaczenie dla tych, którzy wzięli je wcześniej, szczególnie te w walucie obcej. Jest to jednak korzyść pozorna, gdyż wszystkie opłaty i prowizje w bankach tak zdrożały, że w wielu wypadkach kredyt przesłał być opcją korzystną. Bardzo trudno jest go też uzyskać, i to bez względu na to, czy jest się przedsiębiorcą potrzebującym kredytu obrotowego czy osobą prywatną, chcącą wziąć kredyt hipoteczny na mieszkanie. Szczególnie w tym ostatnim obszarze sytuacja jest bardzo pesymistyczna, a rozmaite rozwiązania prawne obniżające realną zdolność kredytową obywateli długo jeszcze nie znikną, o ile kiedykolwiek.

Zmiana wysokości stóp procentowych ma jednak ogromne znacznie dla tych, którzy mieli w bankach oszczędności. Depozyty i lokaty bankowe nigdy nie przynosiły dużych zysków, dawały jednak inwestycyjne poczucie bezpieczeństwa. Obecnie to się skończyło. Lokowanie pieniędzy w banku nie jest dziś opłacalne. W najbliższych latach ta tendencja nie ulegnie zmianie, a tylko się pogłębi.

Z obniżeniem stóp procentowych bezpośredni związek ma stopień inflacji. Inflacja rosła już w Polsce w styczniu 2020 r., zanim poważnie zaczęliśmy brać pod uwagę pandemię w Europie. Ceny towarów i usług zwiększyły się wtedy, średnio o 4,5 % w stosunku do roku poprzedniego. Spodziewano się jednak spadku PKB i spowolnienia gospodarki, a tym samym znacznego spadku inflacji. Nic takiego się nie stało. Przeciwnie. Obecnie oficjalnie podawany stopień inflacji dopił do 5 % i jest najwyższy od dekady. Ceny towarów i usług rosną stale. Ekonomiści liczyli, że koronawirus przydusi inflację, że ceny rosnąć przestaną. Niestety widzimy przy okazji codziennych zakupów, że tak nie jest. Obniżenie stóp procentowych także wpłynęło na podniesienie cen na rynku i wzrost inflacji. Polska drukuje pieniądze, bo wpływy budżetowe nie są wystarczające. Były już wcześniej potrzebne na rozmaite programy typu 500 +, kolejno na walkę z pandemia i łagodzenie jej skutków, a obecnie na kolejne programy rządowe. To dodatkowo pobudza inflację. Jeszcze do niedawna ekonomiści uważali, że jej wysokość nie będzie znaczącym zagrożeniem dla gospodarki i utrzyma się na rozsądnym poziomie, powoli jednak zmieniają zdanie. Inflacja była i jest jednak znacznym zagrożeniem dla naszych prywatnych pieniędzy. Kiedy inflacja rośnie, to tanieje realna wartość nabywcza posiadanego przez nas pieniądza. To także sygnał, że warto inwestować po to, aby ochronić zasoby.

W takiej sytuacji gospodarczej zachowaniem typowym jest ucieczka z pieniędzmi. Inwestorzy wycofują się z giełdy, inwestycji w instrumenty finansowe i z depozytów bankowych. Coś z wycofanym kapitałem muszą zrobić, aby na nim nie stracić. Dlatego zaczynają szukać opcji inwestowania alternatywnego.

Nieruchomości nie takie pewne

Najbardziej popularnym obszarem inwestycji alternatywnych są nieruchomości. W lata 2008-2010, czyli w okresie poprzedniego kryzysu finansowego, rynek nieruchomości przeżywał wielką hossę. Po niej, ku zaskoczeniu wielu analityków, nie było bessy, ale lekka korekta cenowa, po której rynek przyspieszył i notuje to przyspieszenie do chwili obecnej.

W pandemii ceny nieruchomości nie spadły. Spadek, w niektórych segmentach, takich jak najem krótkoterminowy, zanotowały wyłącznie ceny najmu. Zakup – ziemi, mieszkań w centrach miast i domów na ich obrzeżach – stał się znacznie większym wydatkiem niż jeszcze rok temu. Mimo trudność w uzyskaniu kredytów inwestowanie w nieruchomość ma się świetnie, a ceny rosną. I rosnąć będą. Dlatego też część inwestorów nie ma już zasobów aby lokować pieniądze w dobrach tego rodzaju.

W czasach kryzysu szczególnie ważne jest inwestowanie w prawdziwe aktywa. W okresie pandemii okazało się że nieruchomości kupowane pod najem do tej kategorii nie należą. Nie dość, że są objęte należnościami fiskalnymi zarówno przy zakupie, jaki przy sprzedaży, to także mają wysokie koszty utrzymania. Mniejszym problemem jest, gdy te koszty to comiesięczny czynsz, podatek od nieruchomości i koszty eksploatacyjne. Gorzej, kiedy inwestycja finansowana była z kredytu. Jeszcze gorzej, kiedy najemcy są, nie płacą, a eksmitować ich trudno. Mniej ciekawa jest też sytuacja na rynku najmu komercyjnego. Wiele firm już zrezygnowało z wynajmu powierzchni biurowych, inne przenoszą się do mniejszych lokali. Także nie wszystkie firmy usługowe przetrwały okres obostrzeń. W miastach wiele lokali stoi pustych, czekając na najemców. Z czasem trochę się to zmieni, ale koniunktura na najem jednak odnotuje długoterminowy spadek. Należy się spodziewać, że wiele firm w ogóle zrezygnuje z biur na rzecz pracy domowej, coworkingów czy spotkań w miejscach publicznych. Podobnie część usług uzna, że lepiej realizować je w systemie 1 na 1 w domach u klientów, niż ponosić koszt lokalu stacjonarnego. Dlatego inwestowanie w nieruchomości jest obecnie obarczone sporymi znakami zapytania. Nie zmienia to faktu, że ceny rosną, a koniunktura trwa. Coraz więcej osób widzi jednak, że warto poszukać innych tematów w obszarze inwestycji alternatywnych.

W co naprawdę warto zainwestować?

Jakie inne obszary inwestycyjne pozostają? Złoto, diamenty, sztuka, alkohole inwestycyjne, energia odnawialna i kilka innych, bardziej specjalistycznych nisz inwestycyjnych. W tym kontekście warto zainteresować się inwestycjami na rynku sztuki.

W kryzysie lat 2008-2010 rynek sztuki zachował się podobnie do rynku nieruchomości. Dwa lata nieziemskiej prosperity, drobna korekta na poziomie ok. 10 % cen w pierwszej połowie 2011 roku i dalsze przyspieszenie. Rynek sztuki na świecie, szczególnie sztuki współczesnej notuje z roku na rok coraz wyższe obroty. Rynek sztuki w Polsce ma te wskaźniki jeszcze wyższe, bo jest rynkiem młodym i wchłania w orbitę zainteresowania coraz szersze grono kolekcjonerów i inwestorów. Z roku na rok rosną obroty, ale też inne wskaźniki pokazujące prosperitę, takie jak: ilość organizowanych aukcji, ilość aukcji tematycznych, ilość zawieranych transakcji, ilość wystawianych na licytacje obiektów, ilość podmiotów licytujących, czyli galerii i domów aukcyjnych oraz średnia cena sprzedanego na aukcjach przedmiotu.

Wyniki obrotów na polskim rynku sztuki za pierwsze półrocze 2021 roku, analizowane porównawczo w stosunku do pierwszego półrocza 2020 r., które to półrocze już było rekordowe, wzrosły o 70 %. To bardzo dużo. Takie wzrosty nie są zwyczajne w żadnej branży. Jednak wzrost obrotów na rynku tylko w części, i to nie największej, wynikał z wzrostu cen. Ten rekord to przede wszystkim większa ilość zawieranych transakcji i lawinowo rosnąca ilość klientów, którzy weszli z inwestycjami na rynek sztuki.

Na rynku sztuki obowiązują pewne zasady. Aby inwestować na nim skutecznie zasadniczo nie trzeba znać się na sztuce. Może to nie jest teza miłą uchu koneserów, jednak prawdziwa. Oczywiście tym, którzy na sztuce się znają będzie łatwiej. Niemniej, aby inwestować skutecznie na rynku sztuki trzeba znać się przede wszystkim na… rynku sztuki. Mechanizmy wyceny obiektów, podaży, popytu, mechanika samej licytacji i umiejętność szacowania rozsądnych cen zakupu nie stanowią wiedzy z zakresu estetyki i gustu, a dotyczą samego rynku. Skuteczne inwestowanie na rynku sztuki pociąga więc za sobą konieczność zainwestowania czasu i znalezienia dobrego doradcy. Warto też zapoznać się z zawartością portali rynku sztuki Artinfo.pl i Onebid.pl oraz poczytać publikowane tam teksty i przygotowywane raporty.

Inwestowanie na rynku sztuki nie wymaga dużych nakładów finansowych, ale gdy posiadamy znaczne kwoty to bez problemu uda się nam je dobrze ulokować w kilku ruchach.

Czasy kryzysu na rynku sztuki charakteryzuje zawsze kilka tendencji. Pierwszą jest oczywiście duże ożywienie. Ono wynika z kilku powodów. Pierwszym jest pojawienie się nowych inwestorów, którzy chcą lokować swoje zasoby finansowe. Drugi to fakt, że wypływają na rynek przedmioty wysokiej klasy (obrazy, rzeźby, fotografie czy ceramika), które od dawna były w posiadaniu prywatnych kolekcjonerów. Osoby posiadające te prace są w pogarszającej się kondycji finansowej i ratują sprzedażą swoje firmy, a często też i zdrowie. Trzeci powód ożywienia to zmiana stosunku złotego do walut obcych, przede wszystkim euro i dolara. Złotówka stała się tania, a będzie jeszcze tańsza, więc pojawiają się na rynku także kolekcjonerzy i inwestorzy z zagranicy. Ten mechanizm był bardzo istotnym źródłem dochodu artystów w latach 80., kiedy nie było jeszcze w Polsce wolnego obrotu dziełami sztuki, a dla obcokrajowców polska sztuka była niedroga i atrakcyjna estetycznie.

W kryzysie obowiązują też na rynku sztuki konkretne trendy. Najlepiej, a tym samym najdrożej sprzedają się działa klasy muzealnej i prace wybitnych twórców. Wybitnych jednak w każdym segmencie kolekcjonerskim. Mam tu więc na myśli najlepsze prace malarskie okresu Młodej Polski, najlepsze z zakresu klasyki nowoczesności, najlepsze w obszarze żyjących artystów średniego pokolenia i najlepsze prace artystów z rynku młodej sztuki. Ponieważ te najlepsze prace kupowane są drogo, to powoduje niedoszacowanie wybitnych przykładów sztuki, które są nieco mniej modne lub nieco mniej rozpoznawalne. To daje możliwość nabycia ciekawych dzieł okazyjnie.

Największą obawą nowych inwestorów na rynku sztuki jest przede wszystkim czas wyjścia z inwestycji. Prawdą jest, że sprzedaż dzieła sztuki trwa. To nie sztabka złota, którą wymienimy na gotówkę w ciągu pięciu minut. Jednak dobrze poczyniony zakup dzieła sztuki pozwoli nam je spieniężyć w ciągu kilku tygodni. Ponieważ na rynku sztuki mamy do czynienia z bardzo wysokimi stopami zwrotu, nawet na poziomie 30 % w skali roku, to warto ponieść ryzyko dłuższego spieniężania walorów.

Oczywiście rynek sztuki nie będzie dobrą propozycją dla każdego inwestora. Nie każdy akceptuje ryzyko, część osób jest zdania, że należy inwestować tylko w tych obszarach, które perfekcyjnie zna. Warto jednak przynajmniej zainteresować się tym tematem inwestycyjnym, bo w innych sektorach nie ma obecnie zbyt pociągających propozycji.

– Agnieszka Gniotek

Jeśli zainteresował Cię temat inwestowania na rynku sztuki zapoznaj się również z innymi tekstami na ten temat, które znajdziesz w kategorii Inwestowanie na naszym blogu.