O gustach się dyskutuje

Uczmy się na błędach. Kupujmy z gotowością na porażkę.

Czas czytania: 6 min.

Jako ludzie mamy tendencję do układania przypadkowych wydarzeń w ciąg przyczynowo-skutkowy. Zupełnie niepowiązane ze sobą zdarzenia, które nie wykazują żadnej korelacji, nasz mózg porządkuje, poszukując dla nich przyczyny. Trudno jest pogodzić się z tym, że coś stało się przypadkowo. Dobrze to widać, kiedy oglądamy wiadomości w telewizji. Każdy fakt ma tam wytłumaczenie. Dziennikarze nie informują tylko o tym, co miało miejsce. Przeciwnie. Każde zdarzenie ma podany powód zaistnienia. W rzeczywistości jest niestety inaczej. Wielu rzeczy nie daje się przewidzieć i równie wiele dzieje się przypadkowo. 

Agata Czeremuszkin-Chrut, “Nie idź”, 2010.

Czy wiesz, czym jest błąd narracji?

Na ogół błąd narracji jest nieszkodliwy. Jednak w przypadku porażek skutecznie maskuje nam ich przyczynę. Kiedy popełnimy błąd to zazwyczaj pierwsze wytłumaczenie, które pojawia się nam w głowie, nie ma wiele wspólnego z jego prawdziwym powodem. Dotyczy to wszystkiego. Także nietrafionych zakupów dzieł sztuki do naszej kolekcji lub tych, wybranych w celach inwestycyjnych. 

Błąd narracji zmusza nas do poszukiwania związków przyczynowo-skutkowych. Niechętnie przyznajemy, że błąd popełniliśmy poprzez własne zaniedbanie, ale też nie jesteśmy w stanie zaakceptować faktu, że ponieśliśmy porażkę bez powodu. Po prostu tak się stało. Nikt nie mógł tego przewidzieć. 

Z analizą przyczyn porażki nie należy zwlekać. Powinniśmy od razu podejść do wykonania tego zadania. Dlaczego? Ponieważ chcemy uczyć się na błędach. Chcemy wiedzieć, dlaczego zakup dzieła sztuki nie zawsze jest trafiony. Z czasem będzie to trudniejsze, a może nawet niemożliwe, ponieważ pojawiają się fałszywe wspomnienia. Usprawiedliwienia. Przerzucanie winy na innych. 

Jak to wygląda w praktyce? 

Kupujemy dzieło sztuki, a po niedługim czasie zapraszamy do domu znajomych. Ktoś z nich negatywnie ocenia nasz zakup. Zaczynamy więc sprawdzać informacje o artyście. Faktycznie nie ma specjalnego dorobku, a jego prace nie cieszą się ani popularnością, ani uznaniem krytyków. Popadamy w błąd narracji. Szukamy przyczyny, dla której kupiliśmy ten obraz. Nie przyznamy się sami przed sobą, że nam się po prostu podobał, bo już wiemy, że nie powinien. Nie przyznamy się też przed sobą, że przed zakupem nie wykonaliśmy analizy twórczości artysty, jego dorobku, noty biograficznej, nie sprawdziliśmy czy jego malarstwo recenzowali uznani krytycy, ani czy notowania aukcyjne potwierdziły słuszność kwoty, jaką wydaliśmy. Natomiast przypomnimy sobie wiele „faktów”, które w rzeczywistości nie miały miejsca. Przykładowo, że marszand domu aukcyjnego rekomendował tę pracę, że powiedział, iż twórca jest wybitny, zachęcał do zakupu czy licytacji. Przypomnimy sobie też, że w newsletterze domu aukcyjnego była omawiana praca tego autora, choć tak naprawdę, była ona wyłącznie w reklamie wśród wielu innych dzieł z katalogu. Konfabulujemy na rzecz własnego dobrego samopoczucia, żeby nie przyznać się do błędu. Przez to niczego na błędach się nie uczymy. 

Ryzyko nietrafionego zakupu

Z dziełami sztuki jest też ten kłopot, że wielokrotnie po latach dopiero wychodzi, że jakiś zakup był nietrafiony. Nie ma żadnej przyczyny, żadnego faktu, który w momencie zakupu mógł nas nakierować na taki wniosek. Artysta nie zrobił kariery, ale kiedy kupowaliśmy jego pracę było więcej przesłanek, że ją jednak zrobi. Kiedy wydawaliśmy pieniądze to artysta żył, a jego notowania były bardzo dobre. Cieszył się uznaniem. Kiedy zmarł okazało się, że jego spadkobiercy zachowali się nierozsądnie i próbowali na raz sprzedać w niskich cenach kilkadziesiąt jego prac, niszcząc dotychczasowe notowania i pewność niedostępności twórczości, która dodatkowo przyciągała kolekcjonerów. Tego nie dało się przewidzieć. A jednak nasz mózg będzie szukał jakieś przyczyny. Najlepiej generalnej. Generalnie przyjmie, że sztuka to spekulacja i nie warto w nią inwestować. Pominie rzeszę kolekcjonerów i inwestorów, którzy odnoszą na rynku sztuki sukcesy, gdyż próbuje uzasadnić naszą porażkę. 

Lekcje z przemysłu motoryzacyjnego

W szacowaniu błędów najważniejsza jest szybka analiza. Szybka informacja zwrotna. Dzięki niej sukces rynkowy odniosła Toyota. Po II wojnie światowej japoński przemysł motoryzacyjny oraz generalnie wszystko, co było produkcji japońskiej, miało najniższy znak jakości. Powszechnie uznawane było za „barachło”. Klienci nie chcieli kupować japońskich produktów, a już na pewno nie tak wymagających precyzji, jak samochody. Toyota wprowadziła system (TQM), w który pracownicy w każdym momencie, kiedy widzieli jakąś usterkę mogli zatrzymać taśmę produkcyjną, po to, żeby błąd naprawić. W produkcji, szczególnie w produkcji samochodów, taka metoda była wcześniej nie do pomyślenia. Zatrzymanie taśmy produkcyjnej wiązało się ze znacznymi kosztami. Dzięki tej metodzie samochody Toyoty stały niezawodne, co skłoniło amerykańskich klientów do ich nabywania i zaufania marce. 

Czy z tego przykładu płynie jakiś wniosek, który może nam pomóc przy zakupach dzieł sztuki? Otóż tak. Po zakupie dzieła możesz od razu poprosić w galerii lub domu aukcyjnym o informację zwrotną, czyli potwierdzenie, czy zakup był trafny. Taka konsultacja nie zawsze jest miła. Nie ma też służyć poklepywaniu po plecach i poprawianiu Ci humoru. Oczywiście lepiej skonsultować się przed zakupem. Jeśli pytasz po jego dokonaniu, to być może sam zaczynasz mieć wątpliwości, albo ktoś inny namieszał Ci w głowie i chcesz się skonsultować z fachowcem? Zawsze warto to zrobić. Choćby po to, aby więcej nie popełniać błędów, albo upewnić się, że wcale nie popełniłeś/aś błędu. Dzięki temu zdecydujesz o kolejnych zakupach prac w podobnym stylu lub przeciwnie, o odsprzedaży nierozważnie kupionego dzieła. 

Strategia unikania błędów: analiza pre-mortem i post-mortem

Co jeszcze może nas uchronić przed nietrafionym zakupem? Analiza pre mortem. Pomyśl, że nie kupiłeś.

Ludzie są z natury optymistyczni, nawet ci zdający się być czarnowidzami. Przeceniamy swoje szanse, możliwości, wpływ na rzeczywistość. Zawsze wydaje się nam, że coś jeszcze zdążymy zrobić albo zrobimy na korzystniejszych warunkach. Wydaje nam się, że obraz jakiegoś artysty jeszcze na pewno się uda kupić taniej. Lepiej dać niższy limit na licytacji, bo i tak uda się wylicytować to dzieło. Warto poczekać z zakupem, bo teraz mamy inne wydatki, a przecież twórczość artysty stale jest na wyciągnięcie ręki. Ja takich optymistycznych założeń poczyniłam w życiu kilka i dlatego nie mam w zbiorach prac Fangora i Sasnala. 

Kiedy pracujemy nad jakimś projektem np. kolekcją dzieł sztuki to możemy zastosować analizę post-mortem, czyli dosłownie sekcję zwłok. To narzędzie pozwala ocenić, dlaczego plan nie wyszedł, przeanalizować, co poszło nie tak.

Lepiej jednak przeprowadzić analizę pre mortem czyli przeprowadzić sekcję zwłok na początku projektu. Oznacza to, że wyobrażamy siebie, jak to będzie, kiedy wybranego dzieła sztuki nie kupimy. Jak będziemy się bez niego czuć, jak będzie prezentować się nasza kolekcja bez pracy tego artysty, jak będzie wyglądać nasz salon w domu czy gabinet w biurze, kiedy jednak konkretnego obrazu w nim zabraknie. Warto też pamiętać o tym, że jako ludzie bardzo szybko się przyzwyczajamy. Nie tylko do rzeczy, ale też do myśli o nich i do myśli o tym, że je posiadamy. W efekcie, kiedy nie zakupimy wybranego obrazu to potem często nie możemy tego odżałować. Wszystkie inne są niedostateczne i nie podobają nam się wystarczająco. Analiza pre mortem chroni nas przed tą goryczą. Czasami naprawdę lepiej jest kupić niż nie kupić. 

Każdy katalog aukcyjny jest pełen obiektów frapujących, o które warto spytać, skonsultować ich zakup, sprawdzić dorobek ich autorów. Należy też zastanawiać się nad tym, jak będziemy się czuć, jeśli jakiegoś obrazu czy rzeźby nie kupimy? Czy będziemy mieć do siebie żal, jeśli okaże się, że prace Zawadzkiej czy Sadowskiej okażą się w niedługim czasie dwa, a może trzy razy droższe?