O gustach się dyskutuje

Andrzej Sadowski - obraz z czerwonym motocyklem na ulicy

Historie opowiadane. Mądrość kolekcjonerów

Kiedyś napisałam tekst na temat historii moich kolekcjonerów dla dwumiesięcznika „Świat rezydencji”. Bardzo się spodobał, co wiem z kilkunastu maili, jakie otrzymałam od miłośników sztuki po jego publikacji. Klienci Xanadu są dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji. Rozmowy z nimi to największa nagroda, jaka spotyka mnie w pracy. Wiele osób twierdzi, że ma fantastyczny zawód, bo cały czas mogę obcować ze sztuką. Zgadzam się – mam fantastyczny zawód, jednak z innego powodu. Jest nim stały kontakt z fascynującymi ludźmi, których pasją jest sztuka. Dlatego postanowiłam dziś znowu podzielić się historiami klientów Xanadu. Będę zresztą robić to co jakiś czas, bo najlepiej uczyć się od praktyków. Nie tylko od marszandów i galerystów, ale też od innych kolekcjonerów.

Systematyczna praca się opłaca

Nie jest krezusem. Pracuje w korporacji. Systematycznie jednak dostaje bonusy za osiągane wyniki. Chciała je inwestować sensownie, ale też w taki sposób, aby sprawiało to przyjemność, nie było mechaniczne i sprzyjało rozwojowi. Cel inwestycyjny był oczywisty od początku, z racji na córkę, której chce zostawić kolekcję. Przez lata pracowała w wielu miejscach na świecie. Obecnie jest w Polsce, ale wie, że kiedyś to się zmieni. Wie też, że jej córka będzie mieć podobnie kosmopolityczne podejście do miejsca zamieszkania. Dlatego sztuka wydaje się jej idealnym obszarem inwestycji, ale też zainteresowań. To pasja, którą można kontynuować w każdym miejscu na ziemi, poznając dzięki niej kolejne kultury i tradycje narodowe. To przedmioty, które wraz z właścicielem, w prosty sposób zmieniają miejsce zamieszkania.

Elastyczność w kolekcjonowaniu dzieł sztuki to jedna z wielu zalet. Historią mojej kolekcjonerki chciałam się jednak podzielić z innego powodu. Podziwiam jej mądrość i zaangażowanie. Poznałyśmy się podczas mojego wykładu o inwestowaniu w sztukę w jednej z warszawskich uczelni. Poznałyśmy się jednostronnie, bo na wykładzie było ponad 100 osób, wiele z nich zadawało pytania. Wstyd się przyznać, ale kiedy przyszła do mnie do galerii, zwyczajnie nie skojarzyłam, skąd się znamy. Kontynuowałyśmy znajomość, a ona regularnie przychodziła do Xanadu i zadawała pytania.

Początkowo chciała kupować prace z obszaru młodej sztuki. Powód był dość oczywisty. Taka sztuka jest tańsza, przez co jej zakup wydaje się obarczony mniejszym ryzykiem. Ten pogląd jest tylko pozornie słuszny. Młodzi artyści owszem, rokują na duże kariery, ale który z nich tę karierę faktycznie zrobi, tego nie wie nikt. Ja też tego nie wiem, czego przed moją potencjalną kolekcjonerką nie taiłam. Mogę doradzić i podzielić się wiedzą na temat tego, które prace są naprawdę dobre, a który artysta jest zdeterminowany do tego, aby dalej rozwijać się twórczo, ale jak będzie naprawdę, pokaże czas.

Dlatego kolekcjonerka zdecydowała się na inwestowanie w starsze pokolenie artystów. Interesują ją przede wszystkim twórcy o ustalonym dorobku, których pozycja na scenie artystycznie jest niekwestionowana. Nabywa prace na Aukcjach Sztuki Współczesnej oraz w zakupie galeryjnym. Zaskoczyła mnie swoją decyzją na ostatniej licytacji z cyklu ASW. Przed aukcją rozmawiałyśmy o tym, że chciałaby nabyć obraz Bettiny Bereś. Praca była świetna, autorka to bardzo ciekawa artystka. Uważałam, że to odpowiedni wybór. Faktycznie go licytowała, jednak do pewnego założonego pułapu ceny. Odpuściła i przyznaje, że trochę żałuje. Miała jednak przygotowaną konkretną strategię aukcyjną i postanowiła trzymać się wypracowanych przed licytacją założeń.

Kiedy oprowadzałam ją po wystawie przedaukcyjnej zainteresowała ją twórczość nieżyjącego już, wybitnego polskiego hiperrealisty Andrzeja Sadowskiego. Cena wywoławcza jego obrazu wydawała się jej wysoka, ale… moja kolekcjonerka, poświęciła bardzo dużo czasu, aby dowiedzieć się wiele o samym artyście, o jego twórczości i nurcie, w którym tworzył. Przeczytała książkę na temat hiperrealizmu, którą polecałam na vlogu. Zrozumiała na czym polega specyfika tego nurtu, dlaczego jest on także dziś, w dobie fotografii cyfrowej, tak fascynujący. Słowem – wykonała ogromna pracę, dzięki której wiedziała, jakiej klasy dzieło nabywa. Wiedziała też, że cena jaką ostatecznie wylicytowała nadal jest korzystna, bo wartość prac Andrzej Sadowskiego będzie rosła. Zaangażowanie w twórczość artysty potwierdziła kolejnym zakupem, już z galerii, jego pracy wykonanej na papierze. Do zainteresowania się Sadowskim skłoniła ją także informacja, że w Xanadu przygotowujemy w tym roku wystawę retrospektywną artysty. Jej systemowe wręcz podejście zaowocowało doskonałym zakupem, ale też dobrze spędzonym czasem w obszarze hobby, jakim jest sztuka. Dużo i często rozmawiamy. Ja także wiele się do niej uczę.

Sztuka obrazuje misję

Umówiliśmy się na płatną konsultację. Często ich udzielam, choć oficjalnie oferty nie miałam jeszcze czasu opublikować. Konsultacje są odpowiedzią na zapotrzebowanie, które zgłaszają moi klienci – kolekcjonerzy i inwestorzy – ale też galerzyści, rozpoczynający swoją praktykę zawodową w mniejszych ośrodkach czy artyści.

Nasze spotkanie miało dotyczyć strategii budowy kolekcji. Z czasem okazało się, że celem będzie kolekcja firmowa. Kolekcjoner jest lekarzem i w najbliższym czasie otwiera klinikę medycyny estetycznej. Na pierwszym spotkaniu omawialiśmy przede wszystkim ogólne mechanizmy działające na rynku sztuki oraz zagadnienia związane z tym, czym jest kolekcja i jak może funkcjonować w obszarze biznesowym. Obejrzałam prace, które kupował dotychczas. Było to kilka obrazów z obszaru młodej sztuki. Wybór zupełnie przypadkowy. Nie byli to dobrzy artyści, nie były to dobre prace. Tak często wyglądają pierwsze zakupy miłośników sztuki. Dzięki nim kolekcjonerzy najwięcej dowiadują się o sobie samych. Gdyby kolekcjoner czuł, że jego zakupy są trafione i że ma pomysł na swoje zbiory, zapewne nie chciałby się ze mną umawiać na konsultację. Nie byłoby takiej potrzeby.

Nasze rozmowy doprowadziły do określenia profilu kolekcji. Muszę przyznać, mój klient zaskoczył mnie przemyślanym i głębokim podejściem do tematu. Lekarz to osoba, która wykonuje swój zawód w poczuciu misji i służby. Z pobłażaniem do tej pory podchodziłam do medycyny estetycznej. Nie bardzo widziałam w niej wartość, którą niosą ze sobą inne specjalizacje lekarskie. Mój klient opowiedział mi, w jakim kontekście widzi swoją kolekcję i z jakiego powodu chce otworzyć swój biznes. Zmieniłam zdanie na temat medycyny estetycznej.

Powstająca kolekcja ma obrazować takie aspekty jak przemijanie, dekompozycja i destrukcje ciała, walka z przeciwnościami i niedoskonałościami, wiara w siebie i samoakceptacja, radość bycia sobą. Te aspekty postrzegane będą przede wszystkim w kontekście duchowym, nie tylko cielesnym. W medycynie estetycznej, choć działa ona na powierzchni tkanek, chodzi przede wszystkim o psychikę i samopoczucie pacjenta. To cel leczenia, który ma niewiele wspólnego z próżnym upiększaniem. Dlatego budowa kolekcji sztuki, której celem nie jest dekoracja, a głęboka analiza tego, co się dzieje z nami i z naszym ciałem w czasie i w wyniku różnych zdarzeń, jest wyborem tyleż słusznym, co pięknym.

Pierwszy obraz, jaki trafił do kolekcji to praca z serii „Odłamki” Agaty Czeremuszkin-Chrut. Serii, która powstała z inspiracji antycznymi rzeźbami z kolekcji Muzeum Starożytności w Atenach. Człowiek poprzez sztukę próbuje od wieków oszukać czas. Utrwalić się w dziele sztuki na wieczność. Jednak także sztuka ulega destrukcji i jest krucha. Przetrwa dłużej niż pojedynczy człowiek, ale nie jest wiecznotrwała. Dlatego artystka postanowiła w malarstwie dać drugie życie, wykonać portret ideowy rzeźb, które kiedyś były pomnikiem ludzkiego piękna, a z czasem stały się obrazem jego destrukcji i degradacji. Druga prace w kolekcji to wielkoformatowy obraz Aleksandry Modzelewskiej z cyklu „Maska czyli twarz”. Ekspresyjne przedstawienie, w którym artystka rozważa to, na ile jesteśmy prawdziwi w swojej fizyczności i w jaki sposób „sprzedajemy” się innym ludziom. Gdzie gramy, a gdzie tworzymy pozory, gdzie jest w tym nasza autentyczność. Kolejne zakupy do kolekcji przed nami. Jestem bardzo ciekawa, jakich wyborów dokona kolekcjoner. Ja tylko staram się pokazywać ciekawe prace artystów, których twórczość jest godna uwagi i sugerować, że niektóre z nich są odpowiednie do zakreślonego przez kolekcjonera tematu. Za kilka lat ta kolekcja będzie jednym z najciekawszych zbiorów polskiej sztuki XXI wieku. Jestem o tym przekonana.

Nie jest z nami tak źle

Na koniec refleksja na temat naszego faktycznego zaangażowania w sztukę. Tego zaangażowania, które obrało ostatnio dziwny, „internetowy” obrót. Internet nie zastąpi obcowania ze sztuką na żywo, ale może nam pomóc w budowaniu wiedzy, relacji i w możliwości dotarcia do prac, które faktycznie nas ciekawią i fascynują.

W ostatnio opublikowanym przez Xanadu wywiadzie z kolekcjonerem i galerzystą Edwardem Szczepańczykiem padają słowa niepokoju o to, że kolekcjonerzy nie angażują się już tak mocno w poznawanie sztuki. Nie czerpią wiedzy z różnych źródeł, nie przemierzają Polski od galerii do galerii w poszukiwaniu wiedzy, kontaktów, ciekawych dzieł i przede wszystkim w celu rozmów o sztuce. Taką tezę postawił mój rozmówca i muszę przyznać, że choć odwiedza mnie w Xanadu bardzo wielu kolekcjonerów, to po części podzielałam jego obawy. Wiem, że przygotowywane przez nas do każdej wystawy wirtualne spacery w modelu 3D służą nie tylko osobom z zagranicy czy spoza Warszawy. Wiem, że często zastępują wizytę w galerii także miłośnikom sztuki mieszkającym w Warszawie, na Mokotowie czy Żoliborzu. Brak obcowania ze sztuką na żywo to nie tylko zagrożenie, że kupimy obraz, który nie do końca będzie nam się podobał i nie do końca spełniać będzie nasze kryteria estetyczne czy inwestycyjne. To także okradanie się z niesamowitej przygody, jaką jest obcowanie ze sztuką na żywo w galerii.

Ten wątek rozmowy między Edwardem Szczepańczykiem a mną wychwycił jeden z moich stałych warszawskich kolekcjonerów. Otrzymałam maila, który jest kolejną nagrodą w mojej pracy. „Proszę przy okazji przekazać Panu Edwardowi, że ciągle trafiają się „wariaci”, którzy jadą „za obrazem”, żeby go obejrzeć na drugi koniec Polski. Czasami, nawet odkładając obowiązki na dalszy plan. Zew miłości 🙂 do sztuki. Ostatnio byłem w Gliwicach oraz w Łodzi. I pewnie niejedna podróż przede mną.” Wiem, że mój kolekcjoner to nie jedyna podróżująca w sprawie sztuki osoba. Je chętnie polecam kontakt z moimi kolegami galerzystami z innych miast. Tworzymy środowisko, które choć częściowo ze sobą konkuruje, to przede wszystkim wspiera kolekcjonerów. To jest dla nas najważniejsze.

Agnieszka Gniotek

Jeśli zainteresował Cię ten tekst, polecam także trzy przydatne linki:

  1. Pod tym linkiem znajdziesz tekst ze „Świata Rezydencji”, w którym opowiadam inne historie kolekcjonerów Xanadu.
  2. Tu znajdziesz archiwum odcinków vloga „O gustach się dys.kutuje”, gdzie omawiam przydatne kolekcjonerem książki. Często takie, które wydane były wiele lat temu
  3. Tu znajdziesz wywiad z Edwardem Szczepańczykiem z ciekawymi poradami dla kolekcjonerów.