O gustach się dyskutuje

Agata Czeremuszkin-Chrut, Otoczaki 24, 2020 - brązowa abstrakcja

Jakie zagrożenia dla kupujących niesie ze sobą koniunktura na rynku sztuki? Część czwarta, czyli jak nie być wrogiem swoich inwestycji.

Na co mamy wpływ?

Epopeję czas zakończyć. Przed Wami ostatni odcinek serialu na temat zagrożeń w inwestowaniu na rynku sztuki. Zajmę się w nim tylko dwoma tematami, za to niezwykle istotnymi.

Pierwszy dotyczyć będzie Was samych, czyli postawy inwestora i psychologii jego działań. To coś, na co mamy wpływ.

Drugi temat dotyczy sytuacji gospodarczo-ekonomicznej, jaka nas dziś otacza. Nie ma co kryć. Na nią wpływ mamy ograniczony. Ryzyko jednak można optymalizować, a choć prorokowanie przyszłości nie jest wiedzą z zakresu inwestycji, a z obszaru wróżbiarstwa, to mimo wszystko pokusimy się o jedno proroctwo.

Inwestorze – bój się siebie

Osobiście uważam, a tezę stawiam na podstawie wieloletniej praktyki współpracy z kolekcjonerami dzieł sztuki i inwestorami, że największym zagrożeniem dla powodzenia inwestycji na każdym rynku, w tym w obszarze inwestycji alternatywnych, jest sam inwestor. Czynnik ludzi to najbardziej nieprzewidywalny i najtrudniejszy do wyeliminowania powód klęski.

Strategia to konieczność

Dlatego przeanalizować powinniśmy dwie kwestie. Po pierwsze, rozpoczynając czy kontynuując inwestycje na rynku sztuki musimy przede wszystkim zastanowić się sami nad sobą, nad swoją postawą. Po drugie, w oparciu o owe przemyślenia i płynące z nich wnioski powinniśmy opracować strategię inwestowania. Niekoniecznie musimy być w tym sami. Możemy zwrócić się o pomoc do eksperta, marchanda rynku sztuki czy galerzysty. Jeśli okaże się, że spotykamy się z niechęcią, bo taka osoba nie chce nam poświęcić czasu na wspólną analizę, która jest teoretyczna i być może nie zakończy się transakcją, to pozyskamy cenną wiedzę na temat tego, że akurat z tym doradcą nie chcemy pracować.

Bądź szczery z samym sobą

Czego powinniśmy dowiedzieć się o sobie? Jakie pytania sobie zadać? Jak zawsze są one bardzo proste, ale należy na nie odpowiedzieć szczerze. Tych pytań jest kilka.

Najcenniejszym zasobem jest czas

Przede wszystkim powinniśmy zdecydować, czy naprawdę chcemy inwestować w sztukę. Kiedy przychodzą do mnie potencjalni klienci i pytają, ile pieniędzy powinni mieć, aby zacząć inwestować w sztukę, to odpowiadam, że minimum godzinę tygodniowo. Nie pieniądze bowiem są ważne, a czas który możesz poświęcić na to, aby zrozumieć rynek, na którym chcesz prowadzić inwestycje. Nie musisz znać się na sztuce (choć byłoby to przydatne), nie musisz znać się na historii sztuki (choć to pasjonująca dziedzina wiedzy), ale powinieneś zrozumieć mechanizmy działające na rynku sztuki.

Jeśli ktoś chce inwestować na giełdzie i kupić akcje jakiegoś browaru, to może nic nie wiedzieć o produkcji piwa, ale powinien wiedzieć, jak działa giełda. Nawet Warren Buffett podkreśla w wypowiedziach, że inwestuje w tych obszarach, w te spółki giełdowe, na których się zna, których specyfikę rozumie. Jeśli uważasz, że zupełnie nie masz czasu na poznanie rynku sztuki i jego zrozumienie, to kup kilka obrazów do ozdoby domu i gabinetu w firmie, ale nie myśl, że inwestujesz w sztukę. 

Inwestujesz czy lokujesz?

Drugie pytanie, jakie powinieneś sobie zadać, dotyczy tego, czy ty naprawdę chcesz być inwestorem. To może wydawać się z pozoru takie samo pytanie, jakie padło już powyżej. Jednak tym razem mam co innego na myśli. Wielu klientów, którzy do mnie przychodzą, po refleksji dochodzi do wniosku, że oni nie planują w ogóle sprzedaży nabywanych przez siebie dzieł. Oni chcą ulokować pieniądze. Inwestowanie wiąże się z określeniem momentu, w którym będziemy chcieć wyjść z inwestycji. Jeśli nie zakładamy sprzedaży posiadanych walorów, to raczej nie chodzi nam o inwestycję sensu stricte, a o ochronę wartości pieniądza w czasie. To absolutnie właściwa idea, ale powoduje inne podejście do nabywanej sztuki, a w konsekwencji determinuje strategię zakupową i wybór konkretnych dzieł. Osoby, które chcą ulokować pieniądze, zazwyczaj planują zostawienie posiadanych zbiorów dzieciom lub przekazanie ich w testamencie do muzeum. Ich postawa jest bliższa idei kolekcjonowania niż inwestowania.

Ważny moment

Tu dotykamy następnego pytania. Czy chcesz być inwestorem czy kolekcjonerem? Jedno nie wyklucza drugiego, ale znowu wpływa na strategię. Kolekcjoner może być bardzo dobrym inwestorem, za to inwestor nie musi być kolekcjonerem.

Kiedy już poruszyliśmy temat momentu wyjścia z inwestycji, to bardzo jest istotnym, aby się nad nim zastanowić. Co innego – sztukę, innych artystów i w innych ilościach będziemy kupować planując wyjście z inwestycji za 5 lat, czyli w czasie wręcz niebezpiecznie krótkim, jak na inwestycje na rynku sztuki, a zupełnie inne dzieła będziemy nabywać, kiedy nasz horyzont wyjścia z inwestycji sięga lat dwudziestu.

Na co naprawdę nas stać?

Następne zagadnienie to nasz budżet. Powinniśmy go przemyśleć nie w kontekście dziś posiadanych zasobów, a w perspektywie czasowej. Chodzi o to, że jeśli dziś masz nadwyżkę finansową w postaci 5 tysięcy złotych to czy to oznacza, że to są jedyne pieniądze, jakie chcesz przeznaczyć na inwestycję? A może jest tak, że to jest Twoja comiesięczna nadwyżka. To oznacza, że możesz zakupić dzieło sztuki kosztujące 15 tys., ale nabywać będziesz jedno w kwartale. Możesz też kupować jeden obraz rocznie w kosztujący 60 tys. Oczywiście możemy tu patrzeć też na inflację, zadać sobie pytanie, czy warto czekać i chomikować pieniądze przez kilka czy kilkanaście miesięcy. Jednak, jeśli mamy do wyboru kupienie rzeczy słabszej dlatego, że nie umiemy poczekać, to jednak odpowiedź jest oczywista. Na rynku sztuki pośpiech nie jest dobrym doradcą.

Ryzyk fizyk

Pomyślmy też o naszym poziomie akceptowalnego ryzyka. To istotny czynnik. Czy mamy skłonność do hazardu, lubimy dreszczyk emocji i jesteśmy w stanie pogodzić się z faktem, że nie każdy artysta, którego wybierzemy, zrobi oszałamiającą karierę, a jego prace znacznie zdrożeją?

Czy może jednak wolimy inwestować bardziej zachowawczo? Wtedy godzimy się na mniejsze procentowo zyski, za to wiemy, że one na pewno się pojawią.

Możemy też uznać, że zabezpieczamy na przykład 70% naszych zasobów na dziełach sztuki klasy muzealnej, które zawsze zyskują na wartości, a 30% inwestujemy w mniej oczywiste nazwiska, które mogą okazać się zyskowne, ale nie muszą. To znowu kwestia strategii. Każda jest dobra, po warunkiem, że jest i jest dostosowana do naszego charakteru i możliwości finansowych.

Najczęstsze błędy

Jakie najczęściej błędy poławiają osoby inwestujące w sztukę? Jest ich kilka. Po pierwsze, czują się w galeriach czy domach aukcyjnych podświadomie przymuszane do zakupu. Uważają, że skoro ktoś poświęcił im tyle czasu na doradztwo, to powinni coś kupić albo zostawić zlecenie aukcyjne.

Po drugie, działają zupełnie bez planu i strategii. Po trzecie – co jest najczęstsze – poza tymi pracami, które mieli do zakupu zaplanowane, kupują jeszcze jakieś dzieła dodatkowe. Najczęściej dlatego, że brali udział w aukcji, porwała ich atmosfera ekscytacji. Wydało im się, że coś „idzie tanio” lub jest okazją, bo nikt inny nie kupuje tej pracy. Jest też przeciwny faktor – mianowicie wdali się w zaciekłą licytację jakiegoś działa, bo zawładnął nimi syndrom „muszę wygrać” albo też wiedzieli, że kilka innych osób licytowało ten obiekt, więc uznali, że musi być to coś wartościowego.

Kiedy nie umiesz odpuścić

Niesyty na rynku sztuki zasada „miliony much nie mogą się mylić…” jest z góry skazana na porażkę. Tak powstaje mechanizm bicia rekordów aukcyjnych. Praca zakupiona za rekordową kwotę niemal nigdy nie jest dobrą inwestycją. Osoby, które nie potrafią „odpuść licytacji”, kiedy ta idzie powyżej założonego przez nich limitu zakupowego, powinny albo kupować wyłącznie w sprzedaży galeryjnej, czyli poza aukcjami, albo na aukcjach składać wcześniej zlecenia licytacji w określonych limitach kwotowych.

Nie licytuj bez przygotowania

Kolejny ważny błąd to niewystarczający czas poświęcony na analizę tego, co chcemy kupić i do jakiej kwoty. Chodzi o sprawdzenie opisu pracy, zobaczenie jej na żywo, weryfikację notowań aukcyjnych prac artysty, jego noty biograficznej, zwrócenie uwagi na obecność prac w kolekcjach i na bieżącą dynamikę rozwoju twórczości, o ile jest to autor żyjący.

Kiedyś będzie trzeba się rozstać

Ostatnim istotnym błędem inwestorów jest to, że się z pracami zżyli, stali się kolekcjonerami i nie chcą się rozstać z obrazami czy rzeźbami, które kupowali w celach inwestycyjnych w momencie, kiedy ich sprzedaż jest zyskowna. Oczywiście, nie ma nic złego w tym, że zostaliśmy kolekcjonerami i posiadanie prac, radość z obcowania z nimi, czy też wrażenie kompletności zbioru przeważa u nas nad argumentami natury materialnej. Jednak, jeśli kupujemy inwestycyjnie to nie powinniśmy zapominać o tym, że przyjdzie czas na to, aby swoje zbiory sprzedać.

Jak zwiększyć zwrot z inwestycji?

Na koniec znowu wrócę do braku czasu. Często inwestorzy zapominają, że sztuka czyli ich inwestycje, mogą dawać im różne dodatkowe profity. Mogą stanowić narzędzie optymalizacji podatkowej, budowy prestiżu i marki osobiste oraz być narzędziem rozwoju w ich firmach, o ile takie prowadzą. Tego rodzaju zabiegi są czasochłonne, ale mogą znacznie pomnożyć, także na gruncie czysto finansowym, nasze zasoby, a tym samym znacząco zwiększyć zwrot z inwestycji.

Na co nie mamy wpływu…

Czego powinniśmy się bać w kontekście zmian ekonomicznych, jakie zachodzą wokół nas? Czy kolejnych „czarnych łabędzi”? Pandemii, wojen czy zmian klimatu? Raczej nie. Okazuje się, że “czarne łabędzie” wcale nie są tak rzadkie, jak nam się wydawało, a zmiany gospodarczo-ekonomiczne mają znacznie bardziej linearny, aczkolwiek cykliczny i sinusoidalny przebieg. Oczyście nasi rządzący fundują nam niekończącą się huśtawkę nastrojów i frustracje kolejnymi nieprzemyślanymi rozwiązaniami w prawie, polityce pieniężnej i gospodarczej, ale to już też przestaje nas zaskakiwać, choć nie przestaje wkurzać.

Niestety, to nie kryzys

Jak jednak to ma się do rynku sztuki i inwestowania? Mamy obecnie do czynienia z recesją. To nie jest kryzys, bo kryzysy przychodzi, dużo rozwalają i się szybko kończą. Potem następuje długotrwałe często, ale mimo wszystko napawające optymizmem, wychodzenie z kryzysu. Nic takiego obecnie nie ma miejsca.

Recesja? Ależ tak!

Jesteśmy w ogólnoświatowej recesji gospodarczej, którą potrwa kilka lat. Optymiści mówią o 5 latach, pesymiści o 10, a prawda zapewne leży gdzieś po środku. W tym czasie będziemy mieć do czynienia z inflacja, drożyną, wysokimi stopami procentowymi, utrudnionym dostępem do kredytów, problemami z zatrudnieniem lub zatrudnianiem, rozdawnictwem pieniędzy i różnymi „tarczami” socjalnymi. To fakty. Nie mamy na nie żadnego wpływu.

Czas ogarnąć kilka kwestii

Możemy natomiast zastanowić się nad tym, na co mamy wpływ. Przede wszystkim nad efektywnością zarabianych przez nas pieniędzy, nad jakością naszej konsumpcji, nad stylem życia oraz nad tym, w jaki sposób chronimy nasze pieniądze. Możemy spróbować określić, na ile recesja w długiej perspektywie pogorszy naszą kondycję finansową, w tym nasze perspektywy emerytalne. Może zadbamy, aby tak nie było?

Gdzie ciąć nakłady?

Mamy wiele do zrobienia. Mądre inwestowanie jest jednym z elementów, nad którymi powinniśmy się skupić. Pierwsza kwestia to nie ograniczać inwestycji. Ograniczyć należy konsumpcję bieżącą. Po drugie, inwestować w obszary pewne, mające wieloletnie perspektywy. W tym sektorze dzieła sztuki wypadają bardzo dobrze, o ile nie najlepiej. Obok nich plasują się inne, gruntowane obszary inwestycji alternatywnych, takie jak dobra luksusowe: kruszce, kamienie szlachetne, zegarki, alkohole oraz oczywiście nieruchomości. Te ostatnie z zastrzeżeniem, że w dzisiejszych czasach nie powinny być lewarowane kredytem. To ostatnie powoduje, że dla wielu osób inwestowanie w nieruchomości przestaje być w zasięgu portfela. Zanim odłożą na zakup kolejnej kawalerki to inflacja już „zje” znaczną część zgromadzonych środków.

W co inwestować?

Stąd inwestycje alternatywne stają się atrakcyjnym tematem, bo próg wejścia w inwestycje jest tu zróżnicowany i na przykład może być inwestycją pośrednią, przed przeniesieniem aktywów na nieruchomości. Oczywiście inwestycje alternatywne nie są jednym rozwiązywaniem. Mądrze dobrane i oparte o waluty obce inwestycje w instrumenty finansowe powinny pozostać w obszarze naszych zainteresowań. Jednak portfel inwestycyjny należy dywersyfikować.

Sztukę kupuj nawet w czasie wojny

Dzieła sztuki na przestrzeni ostatnich trzech tysiącleci okazały się najmądrzejszą i najtrwalszą inwestycją. Zarówno w kontekście materialnego powodzenia osobistego, jak i zamożności całych narodów. Obie wojny światowe były okresami, co zaskakujące, w czasie których rynek sztuki miał się świetnie. 

W recesji na rynku sztuki pojawi się wiele okazji. Nie zawsze okazja to kwestia ceny. Częściej chodzi o dostępność obiektów, które w innym czasie nie są wystawiane na sprzedaż. Poza tym, w recesji relatywnie zawieranych jest mniej transakcji, nie ma więc sztucznie pompowanych cen, dzieła są warte tyle, ile faktycznie powinny, a kupujący mają więcej czasu do namysłu i mniejszą presję. To świetny okres na inwestowanie w sztukę.

Agnieszka Gniotek

PS. Jeśli zainteresował Cię ten temat, zachęcam Cię do wysłuchania nagrania z mojego wystąpienia na Seminarium Uczelni Asbiro, które miało miejsce w październiku 2021 r. Poruszałam tam szeroko pojęte zagadnienia inwestycji oraz inwestycji alternatywnych w kontekście dynamicznie zmieniającej się sytuacji ekonomicznej w Polsce. Nagranie znajdziesz at this link.