O gustach się dyskutuje

Obrazy Izy Staręgi w Galerii Xanadu

Jakie zagrożenia niesie dla kupujących dobra koniunktura na rynku sztuki? Część druga, czyli skąd nie czerpać wiedzy

Nie jestem szalona

Na rynku sztuki panuje zdecydowana hossa. Z półrocza na półrocze obroty rosną o ponad 100 %. To zasługa przede wszystkim nowych klientów. Znaczna część z nich kupuje sztukę z pobudek inwestycyjnych. Nie trudno się domyślić, że taka sytuacja na rynku jest z wielu względów korzystna, ale też niesie ze sobą liczne zagrożenia. Byłabym szalona odwodząc od inwestowania na rynku sztuki. Szalona nie tylko dlatego, że prowadzę dom aukcyjny, ale także dlatego, że uważam, iż pod pewnymi warunkami jest to jedna z najbardziej sensownych form inwestowania długoterminowego. Szalona także dlatego, że sama inwestuję w sztukę.

Boimy się nie tego, czego bać się powinniśmy

Faktem jest, że inwestując na rynku sztuki możemy napotkać rozmaite zagrożenia. Ciekawe jest jednak to, że zazwyczaj boimy się nie tego, czego bać się powinniśmy. Popularne mniemania o sytuacji na rynku sztuki zazwyczaj nie znajdują pokrycia w prawdzie. Pierwszym zagrożeniem jesteśmy więc my sami, a konkretnie demony w naszej głowie, czyli stereotypowe wyobrażenia o niebezpieczeństwach czyhających na osoby, chcące inwestować w sztukę.

Możemy je dla uproszczenia podzielić na trzy grupy. Pierwsza zawiera to, co sami myślimy o sobie, druga jest wynikiem tego, co czytamy w mediach, a trzecia to opinie zasłyszane od innych inwestorów. Przyjrzyjmy się dziś tym stereotypowym poglądom po to, aby nie przeszkadzały nam w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych oraz abyśmy „uwolnili” naszą czujność i mogli precyzyjniej zawracać uwagę na czynniki, które faktycznie powinny budzić nasz niepokój.

Trzy powody, dla których kupujemy zbyt tanio

W większości polskich domów na ścianach nie wisiały i nie wiszą obrazy. Prawie 80% z nas nie chodzi w ogóle do galerii i muzeów, przez co nie obcuje na co dzień ze sztuką. To generuje w nas liczne obawy, że nie poradzimy sobie, jako inwestorzy na rynku sztuki. To powód, dla którego wiele osób rozważających zakup dzieł sztuki w celach inwestycyjnych albo poprzestaje na nabyciu niedrogich prac, które mają tylko stanowić przyjemność estetyczną, albo w ogóle rezygnuje z przeznaczania swoich pieniędzy na sztukę.

1. Potencjalni inwestorzy zapytani o podwody, dla których powstrzymują się przed lokowaniem funduszy w działach stuki, odpowiadają zazwyczaj, że po pierwsze na sztuce się nie znają, bo nie są historykami sztuki.

2. Po drugie, stwierdzą, że nie mają gustu, a chcieliby przecież kupować takie dzieła, które się im podobają, dlatego wolą nie ryzykować.

3. Po trzecie, mają obawy z serii „co ludzie powiedzą”, czyli boją się, że inne osoby – znajomi, rodzina, współpracownicy – zarzucą im, że kupują kicz. Ponadto, biorąc pod uwagę dwa pierwsze powody, lękają się, że w sytuacji, gdy zarzuci im się kupowanie kiczu, nie będą umieli odeprzeć tego zarzutu sensownymi argumentami.

Nie potrzebujesz doktoratu z historii sztuki

Czy takie obawy mają sens? Niespecjalnie. Historia sztuki to dyscyplina akademicka. Takie wykształcenie kierunkowe ma niewiele osób. Znanie się na sztuce to nie jest jednak efekt przyswojenia dat urodzenia i śmierci artystów, definicji stylów i innych terminów artystycznych. Taka wiedza to zakres historii sztuki, natomiast sama sztuka to domena emocji, tego że potrafimy dostrzegać w sztuce odczucia i wrażenia, że ulegamy jej nastrojowi i inspiracji. Dla mnie wiąże się to z umiejętnością uważnego patrzenia i odbierania impulsów estetycznych.

Weryfikuj swój gust

Podobnie jest z gustem. Nikt się z nim nie rodzi. Gust się ćwiczy. Czym więcej częściej obcujemy ze sztuką, tym nasz gust jest bardziej wyczulony na to, co w sztuce jest wartościowe. Gust to kwestia stałej weryfikacji w obliczu kontaktu z nowymi dziełami malarstwa i rzeźby, z wystawami oraz z działaniami na przecięciu sztuki, designu, mody, literatury i teatru. Gust to także domena ludzi wrażliwych, którzy potrafią dać głos własnym odczuciom.

Co ludzie powiedzą?

Jeśli już wiemy, że przyznaliśmy sobie prawo do posiadania własnego gustu i emocji związanych ze sztuką, to nie będziemy się przejmować oceną innych. Jeśli zarzucą nam, że kupujemy kicz, to pamiętajmy, że taki zarzut dowodzi przede wszystkim ich bezradności wobec sztuki. Zazwyczaj nie wiedzą po prostu, co powiedzieć, a czują, że muszą zająć jakieś stanowisko, więc wybierają znaną opcję, w której najlepszą obroną jest atak.

Media żywią się skandalem

Drugi obszar naszych obaw generują media. Większość z nas nie czyta pism o sztuce, zresztą prawie żadne już nie ukazują się w Polsce. Obiegowe opinie czerpiemy z mediów informacyjnych, a one są tam właśnie obiegowe. W gazetach codziennych i na portalach nikt tak naprawdę o sztuce nie pisze. Publikacje dotyczą rekordów aukcyjnych, czyli pieniędzy oraz rozmaitych fałszerstw, skandali lub afer.

Kasa, kasa i jeszcze raz kasa

Czerpana z takich źródeł wiedza ugruntowuje w nas przede wszystkim pogląd, że sztuka jest droga. W gazetach nie znajdziemy informacji o ważnych wystawach młodych artystów ani o aukcjach, na których grafikę można nabyć za kilkaset złotych. Przeczytamy natomiast o milionowych kwotach wydawanych na prace Beksińskiego, Abakanowicz czy Fangora. W efekcie nawet inwestorzy, którzy dysponują poważną gotówką, mają poczucie, że ich na inwestowanie w sztukę nie stać albo że taka inwestycja byłaby nierozsądna, zamykając w jednym obiekcie znaczącą sumę gotówki, którą można przeznaczyć na inwestycje lepiej zdywersyfikowaną.

Okradli celebrytę

Oprócz wielkich pieniędzy, chętnie czytane, czyli silnie klikalne są też newsy o przekrętach, skandalach i aferkach. Oczywiście one na rynku sztuki się zdarzają, podobnie jak fałszerstwa. Jest to jednak rzadkość, nadmiernie przez media rozdmuchiwana. Jeśli nieuczciwa firma zrobi w oparciu o sztukę piramidę finansową, to media mają temat, który eksploatują miesiącami, a czasem latami. Sztuka to najrzadszy przedmiot kradzieży, a jednak taki rabunek ekscytuje każdą gazetę i staje się od razu informacją dnia. Takie podejście mediów może powodować, że rynek sztuki jawi się jako niepewny teren inwestycji. Jest to tym bardziej ekscytujące, że sztukę często posiadają osoby znane, zamożne, darzone szacunkiem, a przynajmniej cieszące się prestiżem. Jeśli taki celebryta zostanie okradziony, czy też padnie ofiarą oszustwa to temat jest medialny podwójnie.

Lizanie lodów przez szybę

Tu dochodzimy do ostatniej kwestii. W mediach chętnie wypowiadają się kolekcjonerzy, osoby inwestujące w sztukę i sami przedstawiciele tego rynku. Jednym z elementów magii rynku sztuki jest jego ekskluzywność oraz pewnego rodzaju hermetyczność i niedostępność. Aby tej aury nie zatracić, a też dowartościować samych siebie i swoje działania czy to inwestorskie czy to zawodowe, uczestnicy rynku podkreślają wyjątkowość posiadanej wiedzy i ogromną trudność w jej opanowaniu. Dlatego lansują teorię, że należy przez długi czas się uczyć i obserwować rynek, na przykład przeglądając katalogi aukcyjne i uczestnicząc w aukcjach „na sucho” czyli bez kupowania, aby w ogóle móc zacząć z sensem inwestować w dzieła sztuki. Wiedza albo dobre doradztwo w procesie inwestycyjnym to bardzo ważna i wręcz konieczna rzecz. Jednak bycie z boku, w roli obserwatora, który się nie angażuje finansowo ani emocjonalnie nie nauczy nas mądrego kupowania dzieł sztuki. To jak lizanie lodów przez szybę. Niby bezpiecznie i niskokalorycznie, ale smaku i chłodu nie poczujemy. Każdy na początku popełnia błędy i tylko na błędach może się nauczyć. Przed błędami chroni rozwaga, zaangażowanie w obserwowanie rynku, poszerzanie wiedzy i godne zaufania doradztwo, a nie powstrzymywanie się przed działaniem.

Ja nie, więc ty też nie

Kolejny obszar generujący nieuzasadnione lęki związane z rynkiem sztuki to opinie i plotki powtarzane przez innych inwestorów. Najczęściej są to osoby, które nie inwestują na rynku sztuki, a lokują pieniądze w innych obszarach. Sami nie zdecydowali się na sztukę, wybrali giełdę czy nieruchomości, więc od inwestowania w dzieła sztuki odwodzą znajomych, bo dzięki temu utwierdzają się w słuszności własnej decyzji.

Ryzyko morduje zyski

Najczęstsze argumenty, które przytaczają dotyczą tego, że na sztuce nie ma zwrotu z inwestycji, bo ten zwrot, jeśli się go długoterminowo wyliczy matematycznie, jest niwelowany poprzez współczynnik ryzyka. Takie poglądy znajdziemy także w publikacjach ekonomicznych i finansowych dotyczących inwestycji. W uproszeniu mówią one o tym, że zysk na sztuce byłby bardzo wysoki, ale że ryzyko też jest wysokie, to taką inwestycję należy uznać za mało opłacalną, bo porównywalną do inwestowania w instrumenty finansowe.

Oczywiście jest wielu inwestorów, którzy zyskali ogromne przebicia na obracaniu dziełami sztuki, ale ci wiedzieli, kiedy kupować i sprzedawać, czyli mieli szczęście. Fakt, że ich sukces nie polegał na szczęściu, tylko na wiedzy, jak inwestować, tak jak w każdej innej dziedzinie, analitykom jakoś umyka. A ryzyko… oczywiście jest. Mówi się jednak, że Ci którzy nie ryzykują nie piją też szampana.

Czy ryzyko na rynku sztuki jest wyższe niż w innych obszarach inwestowania? Przeciwnie. Problem polega jednak na tym, że sztuka to obszar inwestycji emocjonalnych, które trudno precyzyjnie wcisnąć w Excela i wskaźniki analityki finansowej.

Tanio nie znaczy dobrze

Osoby nie inwestujące w sztukę lansują też pogląd o nieopłacalności tej formy inwestycji w oparciu o niewłaściwe dobrane przesłanki. Starają się przełożyć wprost doświadczenia z innych obszarów inwestycji na rynek sztuki. Jednym z podstawowych błędów jest propagowanie koncepcji inwestowania w młodą sztukę. Tak jak inwestuje się w start-upy czy spółki nie mające jeszcze wysokich notowań na giełdzie. Chodzi o prostą zasadę, żeby kupować tanio a sprzedawać drogo. Na rynku sztuki tak to jednak nie działa, bo w paradę wchodzi czynnik ludzki.

Kupowanie młodej sztuki z nadzieją, że któryś z artystów zrobi ogromna karierę i jego prace sprzedamy po dekadzie z potężnym zyskiem ma niewielkie szanse powodzenia. Mniej więcej takie, jak gra w kasynie. Los na loterii wygrywają nieliczni. Skutecznie inwestować na rynku sztuki należy w artystów o ugruntowanej pozycji, których kariery dobrze się rozwijają, ale ceny ich prac nie są jeszcze na wysokim poziomie. Wytypowanie takich autorów jest trudniejsze, wymaga większej wiedzy i zaangażowania niż hurtowe klikanie w pozycje na aukcjach młodej sztuki. Stanowi jednak inwestycję o wysokim poziomie pewności, wyższym niż poszukiwanie nieodkrytego talentu pośród szukającej jeszcze swojego miejsca na scenie artystycznej i na rynku sztuki młodzieży.

Statystyka się na rynku sztuki nie wykarmi

Faktem jest, że rynek sztuki to obszar inwestycji emocjonalnych. Osoby inwestujące w innych obszarach często podkreślają, że w związku z tym przy inwestowaniu w sztukę nie da się określić w żaden sposób zysku z inwestycji. To faktycznie trudniejsze. Nie dlatego, że taki zysk jest zupełnie nieprzewidywalny, a dlatego, że na rynku sztuki mamy relatywnie mało danych. Zysk z inwestycji w sztukę można wyliczyć w przypadku, kiedy dzieło raz sprzedane ponownie na rynek sztuki powraca i zaliczy kolejną sprzedaż. Takich sytuacji jest niezbyt dużo. Przede wszystkim z trzech powodów. W sztukę inwestujemy długoterminowo, więc na powrót konkretnego działa na rynek należy poczekać kilka, a czasami kilkanaście lat. Sztuka to inwestycja emocjonalna, więc często jest tak, że inwestor staje się kolekcjonerem i zamiast sprzedawać dzieła zakupione wcześniej, kupuje kolejne, budując kolekcję. Najczęściej zarabia na tym inaczej np. budując swoja markę osobistą i prestiż jako kolekcjonera. Po trzecie na rynku sztuki ogromna część transakcji zawierana jest poza aukcjami, a nawet poza pośrednictwem domów aukcyjnych. To sprzedaże prywatne – od kolekcjonera do kolekcjonera lub sprzedaże w galeriach bez pośrednictwa licytacji. A takie sprzedaże nie są ujęte w żadnych wynikach, więc też nie da się ich wprowadzić do statystyk. Mając do dyspozycji niewielką ilość danych, czujemy się niepewnie wyliczając potencjalne zyski na rynku sztuki. Jednak te dane, które mamy wyglądają bardzo zachęcająco.

Młody, ale wariat

Dodatkowo należy pamiętać, że mała ilość danych jeszcze wyraźniejsza jest na polskim rynku sztuki. To jest naprawdę niewiele do analizy, bo rynek jest młody, liczy nieco ponad 30 lat. Właściwie dopiero obecnie zaczynamy na rynku aukcyjnym dokonywać sprzedaży prac artystów debiutujących w na początku XXI wieku. Zysk z inwestycji w ich prace jest bardzo wysoki. Danych ciągle jest jednak niewiele.

– Agnieszka Gniotek

PS. Koniecznie zapoznaj się także z pierwszą częścią artykułu o zagrożeniach na rynku sztuki, którą znajdziesz at this link! Polecamy także odcinek vloga “O gustach się dyskutuje” o książce “„Rynek Dzieł Sztuki. Podejście inwestycyjne i behawioralne” Łukasza Sawickiego i Krzysztofa Borowskiego [KLIK]